Błędy – wszyscy je popełniamy. Za każdy się płaci raz
wysoką, raz niską cenę. Ale wszystkie czegoś uczą. Chyba…
Mój Błąd polegał na tym, że go potrzebowałam, łaknęłam
jakbym nigdy miała go nie zaznać. Najśmieszniejsze i zarazem najbardziej
prawdziwe jest to, że z początku mój Błąd nie ukazywał się jako błąd. Hormony i
serce to połączenie zawsze niezgodne z umysłem. Tak też było w moim przypadku.
Ale stało się – popełniłam Błąd.
Teraz wegetuję ze zgniecionym sercem (nie złamanym, bo to by
było zbyt delikatne określenie), mając prawie 19 lat i wycieram błyszczący grób
mojego dziecka. Mojego narodzonego nieżywego dziecka z narodzonej nieżywej już
miłości.
Wiem, że On pije. Wiem, że On niedługo zostanie ojcem. Wiem,
że cierpi. Ja też cierpię. Nikt nie potrafi tak niszczyć jak śmierć i niegdyś
ukochany człowiek.
Zabijam czas i zagłuszam wspomnienia ucząc się, grając na
gitarze, medytując, modląc się. Trochę to pomaga (jak woda utleniona na otwarte
złamanie), ale zaraz, gdy tylko położę się do łóżka widzę to wszystko co się
wydarzyło…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz